Kategorie
Aktualności

O tym jak Wielki Bulwar miał stać się Wenecją

Zadziwiające są dzieje europejskich miast. Śledząc historie ich rozwoju okazuje się, że czasem jedna decyzja urzędnika lub utopijny pomysł architekta sprawia, że budynek lub część przestrzeni publicznej staje się w przyszłości atrakcją turystyczną. Albo wręcz odwrotnie – staje się kukułczym jajem, z którym nie wiadomo, co począć. Podobnie było z wieloma pomysłami w XIX-wiecznym Peszcie lub – po połączeniu miast – Budapeszcie. Mało brakowało, a po tzw. Wielkim Bulwarze, czyli terenie, którym dzisiaj jeżdżą najdłuższe tramwaje w Europie, pływalibyśmy gondolami niczym po weneckich kanałach.  Zacznijmy jednak od początku.

Jednym z najmniej docenianych, ale bogatych architektonicznie miejsc w Budapeszcie jest Wielki Bulwar (Nagy Körút, nazywany przez tych, którzy częściej bywają w Wiedniu Wielkim Ringiem). Ciągnie się od mostu Małgorzaty a kończy Mostem Petőfiego. Jego długość to 4 kilometry, dlatego chętnym na wycieczkę jego traktem, połączoną ze zwiedzaniem atrakcji przy nim ulokowanych, polecam zarezerwowanie całego dnia!

Przeciętny turysta raczej nie spaceruje wzdłuż niego, chyba, że zależy mu na dostaniu się na Dworzec Zachodni lub do jednego z luksusowych hoteli (Boscolo, Corinthia). Na szczęście w tym roku na bulwarze odbywa się coroczna impreza „100latek” i mam nadzieję, że wiele z kamienic doczeka się ponownego odkrycia w oczach nie tylko Budapeszteńczyków.  A są ku temu powody.

Wielki Bulwar jest pełen sprzeczności. Pod koniec XIX wieku, jego okolice składały się z wąskich, niebrukowanych ulic. Okolica była nieregularnie zabudowana i wzbogacona przemysłową architekturą  wątpliwej urody. Stąd też pojawił się pomysł Ferenca Reittera, który zaproponował, aby wzdłuż dzisiejszej linii Nagykörút poprowadzić kanał rzeczny. Miało to pomóc w regulacji ciągle wylewającego Dunaju, usprawnić transport z północy na południe wschodnimi rubieżami miasta, a także w przyszłości poprawić gospodarkę wodną rozwijającej się stolicy. Szczególnie ważne było umożliwienie odpływania podnoszącej się dwa razy w roku wodzie Dunaju, która kilkadziesiąt lat wcześniej, w 1838 roku dokonała tylu spustoszeń w powodzi stulecia. Pomysł kanału był dokładnie przemyślany, a jako że Reitter pełnił w mieście ważną funkcję Naczelnego Inżyniera i piastował stanowisko w Węgierskiej Akademii Nauk oraz Stołecznej Radzie Prac Publicznych, sprawa nabrała rozmachu i była szeroko dyskutowana na przeróżnych forach. Temat nie był nowy – już pod koniec XVIII wieku pojawiały się podobne pomysły; w archiwach, a nawet w Internecie znaleźć można wiele rycin i map pokazujących skalę tego pomysłu. Oglądając plany budowy kanału widzimy, że z czasem stałby się on główną osią transportową miasta i praktycznie bez przerwy kursowałyby po nim statki. Czy sprawdziłby się i w dzisiejszych czasach? Czy byłby atrakcją turystyczną z dodatkowymi mostami jak we Wrocławiu czy Wenecji? Tego nie dowiemy się nigdy. Mimo chęci władz miasta i braku sprzeciwu mieszkańców okazało się, że budowa kanału kosztowałaby krocie i miastu bardziej opłacało się wówczas pokrywać straty powodowane wylewaniem rzeki niż inwestować w zakrojone na szeroką skalę prace melioracyjno-budowlane na ówczesnych obrzeżach. Dosyć trafnie podsumował dyskusję jeden z radnych, mówiąc: Tak jak do bielizny nie zakłada się złotej biżuterii, tak Wielki Bulwar nie potrzebuje kanału.

Zamiast tego postanowiono wybudować szeroki na 45 metrów bulwar i usprawnić go kanalizacją. Budowa rozpoczęła się w 1872 i trwała 35 lat. Na potrzeby projektu wyburzono 251 budynków, ale w zamian postawiono 253 nowe – przeważnie wielokondygnacyjne kamienice ze wspólną łazienką na korytarzach (były to pierwsze tego typu mieszkania w całym Budapeszcie). Bulwar ciągnie się przez 5 dzielnic, a poszczególne jego fragmenty noszą nazwy pochodzące właśnie od nich: József, Ferenc, Erzsébet i Teréz Körút. Co ciekawe, budowa ulicy pomogła północnej części miasta o wiele bardziej, niż się spodziewano. Przykładem jest chociażby Vígszínház, który miał być nowoczesnym teatrem rozrywki, nastawionym na bawienie bogatych mieszczan. Problemem było jednak jego położenie w okolicach dzisiejszego mostu Małgorzaty – pod koniec XIX wieku ta okolica przypominała bardziej mokradła niż część stolicy kraju. Ludzie zastanawiali się więc, po co teatr w takim miejscu? A budowa bulwaru spowodowała,  że nagle te pytania przestały mieć sens.

Co sprawia, że spacer Wielkim Bulwarem należy do wyjątkowych? Historia i związane z nią miejsca. Wyjdźmy trochę ze skóry typowego turysty i zanurzmy się w przeszłości, spacerując od terenu dzisiejszego placu Boráros w kierunku dworca Nyugati. Zostawmy przepiękne (i nareszcie obecnie remontowane) Muzeum Sztuki Użytkowej, przejdźmy obojętnie obok Zaułku Korwina i poznajmy miejsca, o których milczą przewodniki. Bo oto pod numerem 49 na Üllői út mamy Koszary Marii Teresy, jedyny budynek, który ocalał z okresu „przedbulwarowego”. Masywna żółta budowla służyła jako koszary, ale w roku 1956 stała się znanym przyczółkiem oporu powstańców, nie mniej znanym od Corvin Köz. Koszary te zostały zbudowane w połowie XIX wieku i pojawiły się w tym miejscu będąc niejako eksmitowanymi z terenu dzisiejszego Placu Wolności – o tym jednak opowiem innym razem. Idźmy dalej:  Centrum Dokumentacji Holokaustu oraz miejsce pamięci na ulicy Páva to jedno z tych miejsc, które odwiedzić trzeba interesując się historią nowożytnej Europy. Pięknie odrestaurowana synagoga jak i doskonale przygotowana merytorycznie interaktywna wystawa przekaże nam pełen obraz Holokaustu widzianego węgierskimi oczyma.  Natomiast stojący na placu Mihálya Horvátha budynek to pierwsza centrala telefoniczna w Budapeszcie! I kolejny plac ukryty pomiędzy kamienicami: Rákoczi tér, miejsce owiane kiedyś złą sławą, bowiem to właśnie tutaj „urzędowały” w XIX-wiecznym Budapeszcie kobiety uprawiające najstarszy zawód świata, którego wykonywanie zostało na Węgrzech zakazane w roku 1947.

Placu Luizy Blahy nie muszę żadnemu hungarofilowi przedstawiać. Szkoda tylko, że budowa metra w latach sześćdziesiątych wymusiła wyburzenie Teatru Narodowego, który przez kolejne kilkadziesiąt lat nie mógł doczekać się stałej siedziby. Oj, dzień równania z ziemią budynku, pod którym spotykali się na randkach młodzi Węgrzy, był naprawdę smutny… To właśnie tutaj, pod zegarem, rozpoczynały i kończyły się związki. Jak głosi jeden ze szlagierów, Hétre ma várom a Nemzetinél, ott ahol a hatos megáll… (Czekam na ciebie o siódmej przy Narodowym, tam gdzie zatrzymuje się „szóstka”). My nie czekamy na nikogo, wiec podążamy dalej, w kierunku rzeki. Zostawiamy hotel Royal jak i  kawiarnię New York, o której można przeczytać w wielu innych źródłach i zatrzymujemy się w okolicach Oktogonu, skrzyżowania, któremu nadano nazwę właśnie od swojego kształtu. Pamiętać musimy o tym, że budowa dzisiejszej Alei Andrássyego (dawniej Sugárút) rozpoczęła się w 1872 roku i Oktogon jako skrzyżowanie tych dwóch ulic pod koniec XIX wieku zamieniło się w jeden wielki plac budowy. Najpopularniejszym chyba miejscem tutaj jest Burger King (nota bene był to największy wówczas Burger King w Europie – w momencie budowy), ale ja zachęcam do spojrzenia ukosem – na kopię florenckiego budynku Palazzo Strozzi, zaprojektowanego w roku 1884 przez Alajosa Hauszmanna, który zafascynowany włoskim pierwowzorem skopiował budynek na potrzeby miasta. To tu na parterze istnieje piękna sala ślubów. 

Idąc dalej zostawiamy Dworzec Nyugati. O dworcach, których historią możnaby obdzielić kilka miast, porozmawiamy innym razem. Idąc tamtędy miłośnicy miejskiego transportu powinni jednak pamiętać, że właśnie na linii Dworzec Zachodni – ulica Király (tak, ta sama, którą znacie z wieczorno-nocnych eksapad!) kursował pierwszy tramwaj w Budapeszcie – ruszył w listopadzie 1887 roku. Jasnozielony pojazd zakupiony na I Wystawie Wiedeńskiej kursował z zawrotną szybkością 10 km/godz. Przy Oktogonie wówczas dyżurował specjalnie do tego celu zatrudniony policjant, który miał obowiązek sprawdzać, czy nie przekracza on dozwolonej prędkości oraz ostrzegać idących/jadących konno mieszkańców o zbliżającej się „błyskawicy”.

Jak widzicie Nagy Körút ma swoje tajemnice, historie i anegdoty. Jest miejscem pełnym sprzeczności, ale dzięki temu jeszcze bardziej fascynującym. A czy wy macie swoje ulubione miejsca na popularnym Körúcie?

(Tekst ukazał się na portalu magyazyn.pl)