Kategorie
Aktualności

W poszukiwaniu złotego pociągu, czyli Muzeum Pieniądza w Budapeszcie. Czy warto?

Z wielkim zaciekawieniem obserwowałem co się dzieje wokół dawnego głównego urzędu pocztowego, znajdującego się przy dawnym placu Moskwy, obecnie placu Kálmána Széll. I bardzo ucieszyłem się, kiedy powstało tam Muzeum Pieniądza. W domyśle forinta, choć jak wiemy na Węgrzech waluty miały różne nazwy. Byłem ciekaw jak zagospodarują tą przestrzeń, jakie to będzie muzeum i na ile zostanie w nim opowiedziana historia węgierskich pieniędzy, które na przestrzeni dziejów przeżywały wzloty i upadki(o powojennej inflacji możecie przeczytać w mojej książce „Sekrety Budapesztu”).

Nie zawiodłem się.
Trochę się zawiodłem.

Obydwa zdania są prawdziwe, po odwiedzeniu muzeum mam mieszane uczucia.

 

Po pierwsze, dużym plusem jest darmowy wstęp do placówki, trzeba się tylko wcześniej zarejestrować przez stronę muzeum i podać datę oraz godzinę kiedy chcemy je odwiedzić. Zajmuje to kilka sekund i jest małą ceną za możliwość udania się w interaktywną podróż do świata…no właśnie, czego? Tutaj pojawia się pierwszy zarzut: muzeum jest tak naładowane informacjami, że aż odnoszę wrażenie, w pewnym momencie następuje przesyt, ilość informacji, choć ułożona w tematyczne bloki jest tak duża, że człowiek się gubi czego dotyczy. Choć w początkowych salach dowiadujemy się wiele o pieniądzach i forintach, potem przechodzimy już na wyższy poziom wtajemniczenia, który nie dla wszystkich będzie interesujący. Mamy tutaj giełdę, przemysł, obieg pieniądza na świecie, mikro i makroekonomię. Ale po kolei:

  1. U wejścia muzeum wita nas ciekawie zaprezentowany…złoty pociąg(zrobiony ze sztabek złota). To wyraźne nawiązanie do autentycznej historii, która wydarzyła się pod koniec II wojny światowej. Wtedy to właśnie Amerykanie wywieźli do Austrii pociąg pełen złota i kosztowności. Część tego skarbu została zwrócona Węgrom w czasie wspomnianej wcześniej inflacji.

  1. Hol muzeum jak i szatnia już od wejścia wprowadza nas w świat złota. Dosłownie. Dominantą miejsca jest właśnie ten minerał(nawet wyposażenie łazienek jest w tej barwie!), pomalowano na ten kolor ściany, poręcze, drzwi i wiele elementów. W szatni rejestrujemy swoją kartę(otrzymujemy ją w punkcie informacyjnym muzeum) i w trakcie zwiedzania możemy wykonywać różne zadania, słuchać spersonalizowanych opowieści („Cześć Waldek, chcesz zagrać w grę?”- pojawia się na monitorach). Szatnia wprowadza nas w podstawowe informacje o złocie jako minerale. I super, szkoda tylko, że nie umieszczają tam informacji iż do szafki trzeba wrzucić monetę przez co nie wszyscy zwiedzający są w stanie zostawić kurtki i wygodnie zwiedzać poszczególne piętra(kilka osób miało ten problem)

  2. Całość obsługiwana jest w trzech językach: węgierskim, angielskim i…chińskim. Nie wiem czy wynika to z tego, że władze muzeum liczą na wielu chińskich turystów czy po prostu to wynik jakiejś umowy między bankiem węgierskim a chińskim, fakt faktem, chiński pieniądz i chińskie banki są obecne w ekonomii Węgier.
  3. Pierwszą salą jest skromna wystawa dotycząca samego zabytkowego budynku w którym się znajdujemy. Fajna makieta, ale bez wielu informacji. Mogło wyjść lepiej.
  4. Potem zaczyna się jazda bez trzymanki: światła, światła, filmy, światła, osoby chorujące na epilepsję mogą mieć tu problem!
  5. Sala pokazująca jak zmieniały się wartości pieniędzy i czym jest siła nabywcza, fajne wprowadzenie do samego znaczenia pieniędzy w naszym świecie. Gram sobie w grę, która nie jest dla mnie ciekawa, ale dla wycieczek szkolnych, których jest tu mnóstwo, to musi być fajna atrakcja.
    Ps: w filmach występują węgierscy aktorzy, z Eszter Balla na czele. Znacie ją z „Kontrolerów” 🙂
  6. Świetnym pomysłem jest umieszczenie w wysuwanych szufladkach monet z różnych okresów. Fani numizmatów będą tu czuć się jak w raju. XXI wiek ujrzymy tu na każdym kroku, bardzo fajnym rozwiązaniem jest wprowadzenie ruchomej lupy, która umożliwia obejrzenie każdej z monet w powiększeniu. Duży plus.
  7. Osobna sala poświęcona jest współczesnym forintom. Tutaj bawiłem się najbardziej, bo za pomocą lupy i monitora możemy ujrzeć szczegóły banknotów, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia !
  8. Coś dla Węgrów: historia Banku Narodowego oraz jego siedziby. Kilka fajnych eksponatów, m.in.kapelusz i teczka pierwszego dyrektora placówki.
  9. Sala opowiadająca o tajnikach giełdy z pewnością jest przydatna, ale ilość informacji i specjalistyczny język tu używany niestety zniechęciły mnie do dłuższego postoju.
  10. Pieniądz na świecie: jak widać nie zapomniano o naszych złotówkach 😉
  11. Obrazowo pokazano tu w jaki sposób następuje podział pieniędzy, za które płacimy przy zakupach online: każdy dostaje swoją działkę w postaci kulek, którymi płacimy z zakup przedmiotu.
  12. Ta sala rozbiła mi mózg na drobne kawałki: kiedy w odpowiednim miejscu położymy prostokątną planszę z danym zagadnieniem, na ścianie wyświetli nam się interaktywne rozwinięcie tematu. No cóż, po co? Nie można było tego zrobić w normalny, czytelny sposób?
  13. Miejsce, gdzie umieszczono sztabkę złota, otoczone jest wystawą dotyczącą węgierskich wynalazków lub osób, które stały się sławne dzięki powiązaniom z Węgrami.
  14. Tutaj z kolei po wpisaniu swojej daty urodzenia wyświetlane są wszystkie monety, które zostały wydane na Węgrzech w danym roku.

    Podsumowując: mijałem kilka grup szkolnych i przysłuchiwałem się przewodniczce. Muszę powiedzieć, że opowiada ciekawie, dzieciaki też były zachwycone. Jeżeli to ma pomóc wykształcić pokolenie obywateli dbających o finanse państwa, jestem za! Dzięki temu inflacja na Węgrzech już się nie powtórzy 🙂

    I jeszcze jedno, w muzealnym sklepie brak czegoś dla takich laików jak ja. Albo gadżety dla dzieci (puzzle, gry z pieniądzem „w tle”), albo ogromny wybór książek managerów, bankowców i finansowych guru o tym jak się wzbogacić lub jakie kryzysy czekają światowy rynek finansowy – coś, czego skromny, biedny pilot niczego nie zrozumie 😉
    Poniżej jeszcze kilka fotek: